Płyta CD-Audio jako nośnik dźwięku została uroczyście
wprowadzona do masowej sprzedaży w 1982 r., a więc w tym roku mija ponad 40 lat od
tej daty. W chwili gdy ją wprowadzano do sprzedaży reklamowano ją jako nie zużywającą
się podczas normalnego użytkowania. Oczywiście gwarantowano to pod warunkiem
właściwego przechowywania płyt CD i dbania o to, aby ich nie zarysować.
Jak większość tego, co reklamują nam jako „cudowne” różne
koncerny (a w innych sprawach państwo), nie było to całkiem zgodne z prawdą.
Już w latach 80. jedna z firm, która badała tę sprawę stwierdziła, że żywotność
płyt CD jest znacznie bardziej ograniczona niż to przedstawiała propaganda
koncernów je produkujących. Trzeba też zresztą odróżnić płyty CD tłoczone od
wypalanych – te pierwsze są zazwyczaj bardziej trwałe.
Kwestia bezpieczeństwa danych przechowywanych na płytach CD
i DVD nabrała szczególnego znaczenia wraz z upowszechnieniem techniki cyfrowej.
Zastąpienie fizycznych zdjęć i dokumentów plikami cyfrowymi na masową skalę
uczyniło kwestię trwałości tychże nośników sprawą pierwszej wagi. W
szczególności dotyczyło to płyt CD-R i DVD-R wypalanych w popularnych
nagrywarkach montowanych w komputerach PC.
Z tego powodu od końca lat 90. do nagrywania dźwięku
zalecano używania specjalnych płyt CD oznaczonych jako „CD-Audio”, a do
archiwizacji danych używanie płyt oznaczonych jako „Scratchproof” a więc o
zwiększonej odporności na rysy i inne uszkodzenia. Tego rodzaju płyt CD i DVD
używano jednak głównie w instytucjach, gdyż były bardzo drogie. Prywatni
użytkownicy najczęściej nawet nie zdawali sobie sprawy z istnienia takich płyt,
a jak już je nawet widzieli w sklepie, to nie chcieli ich kupować z powodu
wysokich cen.
Z biegiem czasu pojawił się jeszcze jeden problem z
trwałością płyt CD-Audio i DVD, a mianowicie tzw. „disc rot” czyli zjawisko
„gnicia płyt”. Generalnie przez disc rot rozumie się stopniowe niszczenie płyt
CD i DVD z powodu utraty ich pierwotnych właściwości fizycznych i chemicznych.
Przejawia się to np. odpadaniem warstwy odblaskowej od dołu tych płyt lub
pojawieniem się na niej dziwnych plam stopniowo uniemożliwiających odczyt
tychże nośników.
Powszechnie uważa się, najwięcej tego rodzaju wadliwych płyt
pochodzi z lat 80., a więc okresu, gdy technika produkcji płyt kompaktowych
ciągle znajdowała się we wczesnej fazie rozwoju. Niestety sprawa nie jest taka
prosta jakby się na pierwszy rzut oka wydawało, bo wadliwe płyty CD i DVD
wytwarzano także w latach 90.
a także po roku 2000. Wydaje się, że głównym powodem
tego stanu rzeczy była niedbałość produkcji, ale przede wszystkim chęć
oszczędności przez koncerny na materiałach i procesie technologicznym. Dzięki
tym tzw. oszczędnościom chwilowo zmniejszono koszty, ale ostatecznie wytworzono
dzięki temu buble (z podobnymi zjawiskami mamy do czynienia także w przemyśle
samochodowym, np. słynne sklejane silniki).
Niestety problem „gnijących” czy raczej odwarstwiających się
płyt dotknął także mnie osobiście, co pokrótce poniżej opiszę. Pewnego razu, a dokładniej
16 I 2009 odwiedził mnie kolega, Zbigniew G., któremu chciałem się pochwalić
rzadkimi wydaniami płyt CD-Audio. Jedną z nich był podwójny album „Space
Ritual” (1973) zespołu Hawkwind. Tak więc przyniosłem pudełko z płytami, gdzie
przechowywałem jego albumy, wyjąłem wspomnianą płytę a następnie umieściłem ją
w odtwarzaczu CD. Oczywiście okładka i same płyty były w stanie idealnym, a ich
spody były piękne i lśniące. Na wszelki wypadek dodam też, że płyty przechowuję
w kartonowych pudełkach w szafkach, z dala od źródeł ciepła i światła.
Jednak po włączeniu odtwarzacza CD, zamiast muzyki
usłyszeliśmy dziwne chrobotanie, i ogromne zniekształcenia dźwięku. Dalej
rozmawialiśmy, więc nie od razu to zauważyłem, a dopiero po jakimś czasie,
około minucie. Pomyślałem wówczas, że zepsuł się mój stary odtwarzacz Sony
CDP-591 więc natychmiast go wyłączyłem. Już zacząłem się nawet martwić tym,
skąd nagle wezmę pieniądze na nowy odtwarzacz CD. Gdy jednak wyjąłem z niego
płytę i odruchowo sprawdziłem jej spód, to okazało się, że lśniąca dotąd i
idealna warstwa spodnia tej płyty jest cała pofalowana i jakby odwarstwiona od
reszty krążka. Oczywiście zaraz sprawdziłem czy inne płyty prawidłowo działają
na tym odtwarzaczu. Gdy okazało się że tak, to już wiedziałem, że problem
dotyczy wadliwej płyty zespołu Hawkwind. Wkrótce później stwierdziłem, że
podobne wady mają także inne płyty tego zespołu z tej samej serii jakie niegdyś
kupiłem – o czym poniżej.
Przeważnie problem gnijących płyt CD opisuje się tak, że na
płytach dotkniętych tą przypadłością widać jakieś plamy czy odkształcenia. W
moim przypadku taka sytuacja nie miała miejsca. Płyta po wyjęciu z kartonika
była idealna pod każdym względem, a więc od góry miała nienaganny lakier, a od
spodu była lśniąca i pozbawiona choćby najmniejszych rys i plam. Dopiero po
włożeniu do odtwarzacza spód tej płyty uległ prawie całkowitej destrukcji. W
efekcie po wyjęciu z szuflady była od spodu rozwarstwiona, przebarwiona i
pofalowana. Wyglądała tak (i nadal wygląda) jakby ktoś ją przypiekał na gorącej
patelni. Przypuszczam, że zmiany jej wyglądu dokonał jej odczyt laserem. Od
tego momentu płyty tej nie da się już odtwarzać.
Kiedy kupiłem tę płytę i inne płyty Hawkwind z tej feralnej
serii? Podwójny album koncertowy zespołu Hawkwind pt. „Space Ritual” kupiłem 21
IV 1998 r. w jednym z kilku działających wówczas w Gliwicach małych sklepów
muzycznych. Oprócz niego nabyłem także też kilka innych płyt tej grupy:
„Hawkwind” (1970), „X In Search Of Space” (1971), „Doremi Fasol Latido” (1972) i
„Hall Of The Mountain Grill” (1974).
Dlaczego je kupiłem? Bo jestem wielkim miłośnikiem tej grupy
i chciałem mieć wszystkie jej wczesne albumy. Płyty te w najnowszych wówczas
wydaniach były bardzo drogie, zwłaszcza jak na ówczesne polskie zarobki, bo każda
pojedyncza płyta kosztowała po 50 zł, a podwójny koncert kosztował aż 100 zł.
Innymi słowy razem na kupno tych płyt wydałem wówczas 300 zł, co także obecnie
jest całkiem sporą kwotą.
Co to były za wydania? Oryginalne winylowe wydania tych płyt
ukazały się oczywiście w pierwszej połowie lat 70. W latach 90. niektóre z nich
wznowił na CD koncern EMI, ale nie wszystkie, np. nie było w tej grupie „Space
Ritual”. Z tego powodu z wielką radością, podobnie jak moi koledzy fani,
przyjąłem informację o tym, że w 1996 r. ukazały się w Wielkiej Brytanii
wznowienia wszystkich wczesnych albumów Hawkwind sygnowane przez wytwórnię „EMI
Premier”. Wszystkie z nich zostały przygotowane jako bardzo estetyczne
luksusowe digipaki z bogatymi książeczkami.
To właśnie te wydania kupiłem dwa lata później w istniejącym
do dzisiaj niewielkim sklepie muzycznym w Gliwicach. Były to płyty z oficjalnej
dystrybucji, oryginalnie zafoliowane i zaopatrzone w hologramy z napisami:
„ZPAV” i „ZAiKS”. Ten ostatni gwarantował legalność wydania i opłacenie
podatków na rzecz Polskiego Związku Producentów Audio-Video.
Oczywiście po stwierdzeniu defektów całej wspomnianej serii
płyt EMI Premier udałem się do tego sklepu w Gliwicach gdzie je kupiłem, aby
poinformować sprzedawcę a zarazem mojego znajomego Mirosława S. o tym, iż 9 lat
temu sprzedał mi wadliwy towar. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, Mirek
nagle zaczął się wypierać tego, że sprzedał mi te płyty, co było na równi
szokujące i śmieszne. Oczywiście obawiał się, że będę żądał wymiany tych płyt
na nieuszkodzone lub zwrotu pieniędzy. Wkrótce później także Mirek stwierdził,
że także ma w swej kolekcji płyty CD-Audio, które uległy uszkodzeniu, wśród
nich były np. wznowienia albumów Pink Floyd na CD dokonane przez EMI Unitet
Kingdom z lat 1994-1995 r. Podobne defekty stwierdziło na niektórych płytach
także kilku innych znanych mi lokalnych kolekcjonerów.
Po stwierdzeniu wadliwości płyt, które kupiłem kosztem
ogromnych wyrzeczeń finansowych, postanowiłem szukać sprawiedliwości. Czułem
się oszukany i byłem bardzo zły na producenta tych płyt i przedstawicieli
przemysłu muzycznego. Uznałem bowiem, i nadal tak uważam, że wiedzieli oni już
wcześniej o problemie wadliwie produkowanych płyt CD-Audio, ale celowo go
ukrywali dla wygody i zysku. Z tego powodu napisałem pisma do polskiego i
brytyjskiego przedstawicielstwa EMI. Oprócz opisu problemu żądałem w nich
wymiany wadliwych płyt Hawkwind na dobre lub zwrotu pieniędzy. Oczywiście
napisałem też pismo do osławionego „ZPAV”. Oczywiście z żadnych z tych firm i
instytucji nie doczekałem się żadnej odpowiedzi.
Po pewnym czasie dałem sobie spokój z dalszym dochodzeniem
sprawiedliwości w tej sprawie, bo jak wiadomo słaby nie ma racji w starciu z
koncernami i stowarzyszeniami reprezentującymi producentów. Uważam jednak, że
konsumenci powinni byli zostać ostrzeżeni przed ukrytymi wadami płyt CD i DVD,
zwłaszcza, ze w reklamach koncerny przekonywały o ich niezniszczalności.
Ponadto uważam, że wadliwe płyty powinny być wymieniane przez koncerny, bo
zostały kupione przez nieświadomych konsumentów w dobrej wierze.
Najgorsze jest to, że kupując w 1998 r. płyty Hawkwind
sygnowane przez EMI Premier sprzedałem bardzo dobre i trwałe inne wydania tych
płyt jakie już wcześniej miałem. Konkretnie chodziło tutaj tylko o dwie płyty:
debiutancką „Hawkwind” wydaną przez wytwórnię Repertoire w 1994 r. oraz drugą
„X. In Search Of Space” wydaną przez EMI w 1991 r. Nie były może one aż tak
estetycznie wydane jak wspomniane digipaki, ale pod względem technicznym nie
miały żadnych wad.
Dołączone fotografie przedstawiają spód i lakierowaną wierzchnią warstwę uszkodzonej
płyty CD 1 z albumu „Space Ritual” zespołu Hawkwind w wydaniu wytwórni EMI Premier z
1996 r.
Na koniec powiem jeszcze, ze podobne zjawiska występują
także z płytami DVD. Przykładowo uszkodzeniu uległa moja płyta DVD z filmem
„Jay i cichy Bob kontratakują” (2001) w reżyserii Kevina Smitha wydana w
Polsce przez wytwórnię SPI International Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz