sobota, 18 stycznia 2020

Kolekcjoner płyt – w przeszłości i obecnie (kilka refleksji)



Termin „kolekcjoner” pochodzi od francuskiego słowa „collectionneur” wywodzącego się z kolei od łacińskiego słowa „collector” oznaczającego zbieracza (ale też poborcę podatkowego).

Co oznacz ten termin? Kolekcjonerstwo, to gromadzenie obiektów według przyjętych z góry kryteriów. Pierwotnie dotyczyło przedmiotów wykonanych z drogocennych kruszców, a potem także wszelkich dzieł sztuki, a z biegiem czas także pamiątek, archiwaliów, zabytków kultury itp. Pierwotnie kolekcjonerami byli władcy i najbogatsi ludzie, ale też instytucje, np. świątynie. Stworzone przez nich kolekcje dały początek znanym do dzisiaj muzeom, np. muzeum watykańskiemu, Luwru, Ermitażu itp. Wraz z bogaceniem się społeczeństwa i jego demokratyzacją nastąpiło upowszechnienie kolekcjonerstwa także wśród niższych grup społecznych. Od teraz kolekcjonerem mógł zostać każdy, a więc nie tylko książę, arystokrata, czy bogaty mieszczanin, ale także zwykli obywatele. Oczywiście wraz z kolejnymi epokami zmieniały się przedmioty które kolekcjonowano i kryteria jakimi się kierowano przy ich gromadzeniu.

Z opisanego powyżej punktu widzenia kolekcjoner płyt jest tylko jednym z wielu typów kolekcjonerów, ani lepszym, a ni gorszym niż kolekcjonerzy innych przedmiotów, np. dawnych pocztówek czy znaczków. Tym co wyróżnia kolekcjonerów płyt od np. kolekcjonerów dzieł sztuki jest to, że gromadzą przedmioty wyprodukowane fabrycznie w dużych ilościach, a więc stosunkowo pospolite. Z tego względu tak ważne jest to, jakie dokładnie nośniki nagrań taki kolekcjoner zbiera. To istotna informacja, bo zgodnie z zasadami kolekcjonerstwa wartościowsze i droższe jest to, co rzadsze. To mogą być zapisy nutowe, cylindry z nagranym dźwiękiem, oryginalnie nagrane taśmy szpulowe, płyty ebonitowe, szelakowe, winylowe, taśmy szpulowe, kasety magnetofonowe i wreszcie płyty kompaktowe. W wypadku tego krótkiego eseju chciałbym opisać ogólnie jedynie kolekcjonerów płyt winylowych i kompaktowych.

Kolekcjonerzy płyt winylowych pojawili się wraz z płytami winylowymi w końcu lat 40. XX w. Z kolei kolekcjonerzy płyt kompaktowych pojawili się wraz z płytami kompaktowymi w pierwszej połowie lat 80. XX w. Te pierwsze wydania płyt winylowych i kompaktowych są na pewno kolekcjonerskimi rarytasami i osiągają wysokie ceny na różnego rodzaju aukcjach, zwłaszcza egzemplarze w idealnym stanie technicznym. Oczywiście w tej grupie płyt znacznie droższe są egzemplarze płyt winylowych z powodu większego upływu czasu od ich wydania i rzadszego występowania.

Bycie kolekcjonerem płyt w Polsce nigdy nie było łatwe, choć obecnie wydaje się jednak znacznie łatwiejsze niż kiedyś. Kiedy ja zacząłem zbierać płyty, a więc na początku lat 80. XX w., każda nowa bardziej wartościowa zachodnia płyta winylowa kosztowała miesięczną pensję. W 1980 r. przeciętny zarobek w PRL wynosił ok. 6 tys. zł, co przy ówczesnej czarnorynkowej cenie dolara dawało ok. 20-25 dolarów miesięcznie.

Przy tak niskich zarobkach każda zachodnia płyta winylowa kosztowała majątek. Przykładowo egzemplarz nowego podwójnego albumu „The Wall” zespołu Pink Floyd kosztował wówczas ok. 6500 zł. Było to więcej niż wynosiła ówczesna statystyczna miesięczna pensja, a przecież większość ludzi, a ni wówczas, ani obecnie, nie ma statystycznie średnich zarobków. Z ekonomicznego i egzystencjalnego punktu widzenia kupno tej płyty w tym czasie i to za takie pieniądze było czystym szaleństwem. Jednak osoba, którą taką płytę wówczas kupiła nie tylko postrzegana była jako kulturalnie progresywną, bo posiadającą rzadkie dobro, którego nie posiadał żaden inny obywatel. A więc ówczesny kolekcjoner płyt posiadający zachodnie płyty winylowe był osobą pożądaną towarzysko i powszechnie szanowaną z powodu posiadania rzadkich i drogich dóbr kultury, o których dodatkowo wszyscy wiedzieli, że są bardzo drogie. Z kolei inni kolekcjonerzy bardzo zazdrościli takiego nabytku, bo wiedzieli, że nie można go łatwo zdobyć.

W listopadzie 2019 r. średnia krajowa pensja w Polsce wynosiła ok. 5.229 zł brutto, co dawało ok. 3.775 zł netto. W przeliczeniu na dolary wynosiła ona więc ok. 993 dolary. W porównaniu z 20-25 dolarami na miesiąc z 1980 r., to wręcz kosmiczny wzrost zarobków (w sumie o około 3.872 procent), a także możliwości zakupowych Polaków, w tym kolekcjonerów płyt. Obecne najnowsze limitowane wydanie albumu „The Wall” w ekskluzywnej limitowanej edycji w sieci sklepów EMPiK, uważanej za nie najtańszą, kosztuje w zaokrągleniu 132 zł, a ten sam album w wersji kompaktowej jedynie ok. 38 zł. Jak więc widać w porównaniu do obecnych średnich zarobków płyty z zachodnią muzyką znacząco staniały, a ich posiadanie nie jest już żadną nobilitacją, bo dosłownie każdy może je sobie bez problemu kupić. Za obecną średnią pensję Polak może sobie kupić ponad 99 albumów „The Wall” zespołu Pink Floyd w wersji kompaktowej i 28 w wersji winylowej, gdy w 1980 r. mógł sobie kupić tylko jeden.

Biorąc pod uwagę te fakty jest oczywiste, że kupno takiej płyty w przeszłości wiązało się ze znacznie większym wysiłkiem finansowym i wyrzeczeniami ze strony kupującego niż obecnie. Nie można więc porównywać ówczesnego kolekcjonera płyt i jego zaangażowania z tym co prezentuje przeciętny obecny kolekcjoner płyt. Streszczając całą sytuację można powiedzieć że pod względem finansowym wtedy było znacznie trudniej być kolekcjonerem płyt niż obecnie. Większość obecnych kolekcjonerów płyt z młodszego pokolenia w ogóle nie widzi takiego problemu, bo się z nim nigdy nie zetknęła w praktyce. Ale pokolenie zaawansowanych 50-latków, do jakiego należę zna go doskonale z autopsji. Dlatego śmieszy mnie chwalenie się przez ludzi na różnych fanowskich portalach grupujących kolekcjonerów płyt, że kupili jakieś albumy w przecenie. Bo w sumie czym się tutaj chwalić? Tym, że kupiło się płytę za cenę puszki piwa? Że się jest tanim sprytnym, a inni są głupi, bo dali za nią pełną cenę, czyli np. 30-50 zł? A przecież w kolekcjonerstwie, w tym także płytowym zawsze chodzi też o to, aby mieć coś czego inni nie mają, a nie o to, aby chwalić się rzeczami pospolitymi znalezionymi w przecenie.

Oczywiście nie każdy fan muzyki musi być od razu kolekcjonerem płyt, bo np. tylko lubi posłuchać sobie muzyki i nie zależy mu na posiadaniu jej nośników. Ale też taka osoba nie powinna przedstawiać się jako kolekcjoner płyt, a jedynie jako fan muzyki. Taka osoba jako słuchacz może zresztą bardzo łatwo dotrzeć do większości nagrań niedostępnych dla moje pokolenia przeważnie „za darmo” w Internecie. Co sprytniejsi i zamożniejsi mają obecnie przeważnie wykupiony jakiś abonament streamingowy, a przy tej okazji uzyskują dostęp do całych katalogów nagrań. Ale pomimo tego dostępu na pewno nigdy taka osoba nie będzie kolekcjonerem płyt, bo aby nim być, trzeba je mieć na fizycznych nośnikach. Ciekawe jest to, że część z takich osób nie jest wcale mało wykształcona, czy biedna, a jedynie uważa się za nowoczesnych, bo nie kupuje fizycznych nośników dźwięku a jedynie ich postać cyfrową. Jednocześnie ta sama grupa doraźnych melomanów uważa ludzi nadal kupujących muzykę na fizycznych nośnikach za mało nowoczesnych, zacofanych technologicznie i pospolitych frajerów.

Ja z pewnością należę do tychże frajerów, bo nadal kupuję płyty w postaci fizycznej. W przeciwieństwie do obecnej mody na winyle ja nadal kupuję jedynie płyty kompaktowe. Wbrew temu co jest obecnie lansowane w propagandzie jest to nadal najlepszy nośnik dźwięku dla muzyki. Problemem są tylko źle, czyli za głośno, nagrane płyty kompaktowe – ale to zupełnie osobna sprawa. Większość znanych mi obecnie z autopsji kolekcjonerów płyt, to także osoby w moim wieku, w przeważającej większości mężczyźni po 50. pamiętający coraz bardziej zamierzchłe czasy PRL-u. Jedni z nich kolekcjonują jedynie płyty CD, tak jak ja, inni płyty winylowe, ale większość kolekcjonuje płyty CD i winyle, a takżę kasety magnetofonowe. W związku z tym, że są to tzw. stare wygi ich kolekcje są przemyślane, przeważnie dość duże i zawierają często rzadkie wydania płyt. Kolekcjonerzy ci mają różne zawody i raczej należałoby ich zaliczyć do ludzi średnio zamożnych, ale wśród nich zdarzają się też finansowi krezusi o naprawdę dużych zarobkach. To w ich kolekcjach są te najrzadsze i najdroższe płyty, często z limitowanych serii np. japońskie czy wydane na złocie np. ekskluzywne audiofilskie serie wytwórni MFSL. Oni także przeważnie mają też bardzo drogi sprzęt audio do odtwarzania muzyki. Niektórzy z nich już w okresie PRL mieli dość duże kolekcje płyt.

Generalnie rzecz biorąc kolekcjonowanie jest czymś pozytywnym, bo człowiek gromadzi jakieś przedmioty, często wartościowe, zbiera o nich informacje, a przy okazji się kształci, a przede wszystkim ma pasję i cel w życiu, bo ciągle będzie chciał o coś uzupełnić swoją kolekcję. W większości kolekcjonerzy to mężczyźni, bo tylko oni mają tyle fantazji, aby robić coś, co generalnie nie przynosi zysku, a jedynie wydatki. Kobiety są bardziej praktyczne i uważają, że kupowanie jakichś przedmiotów tylko po to aby je ustawić na półce nie ma sensu. Ale godzą się na to, bo są zadowolone ze szczęścia swoich mężów, a przy okazji pewne tego, że nie mają oni jakichś innych znacznie bardziej niebezpiecznych, z ich punktu widzenia, upodobań. Istnieje też krucha granica pomiędzy racjonalnym kolekcjonowaniem przedmiotów, w tym płyt, a manią polegającą na natrętnym gromadzeniu każdego przedmiotu, czy płyty jaki wpadnie komuś w ręce. Tą granicą jest rozsądek. Niestety, niektórzy ludzie go tracą czego przykładem są opisywani niekiedy w Internecie i prasie kolekcjonerzy maniacy, którzy mają tysiące płyt, często tych samych ale w różnych wydaniach, gdy jednocześnie nie mają na ogrzewanie czy remont mieszkania. Najgorsze jest jednak to, że przeważnie też mają oni zwichnięte relacje z otoczeniem, a ich życie osobiste i społeczne wygląda jak pasmo klęsk.

Ja bym podzielił kolekcjonerów nagrań na następujące grupy:
1) pod względem gromadzonych nośników na:
- kolekcjonerów kaset magnetofonowych (nie jest ich zbyt wielu)
- kolekcjonerów płyt winylowych (to mała, wpływowa i hałaśliwa grupa, ale w sumie znowu nie aż tak liczna jakby się wydawało)
- kolekcjonerów płyt kompaktowych (tych jest nadal najwięcej, choć w ostatnich latach ich liczba znacznie spadła, ale moim zdaniem – głównie takich doraźnych zbieraczy)
- kolekcjonerów nośników mieszanych gromadzących głównie jeden rodzaj nośnika, np. winyli, ale kupujących też okazjonalnie płyty CD oraz kasety magnetofonowe.

2) pod względem ekskluzywności wydań poszczególnych płyt na:
- kolekcjonerów standardowych wydań płyt CD i winyli
- kolekcjonerów wydań specjalnych, np. edycji limitowanych, płyt CD na złocie, wydań japońskich itp.

3) pod względem jakości dźwięku na:
- audiofilów preferujących drogie specjalne wydania płyt dla koneserów idealnego dźwięku
- kolekcjonerów kupujących najczęściej zwykłe wydania płyt (nie zremasterowane i zremasterowane)
- kolekcjonerów kupujących prawie wyłącznie płyty nie zremasterowane

4) pod względem podejścia do kolekcjonerstwa na:
- zwykłych kolekcjonerów racjonalnie kupujących pewną określoną liczbę płyt za z góry określoną kwotę w miesiącu
- fanatyków kupujących każdą interesującą ich płytę bez względu na cenę i nie znających umiaru w ilości nabywanych płyt
- kolekcjonerów okazjonalnych kupujących płyty tylko niekiedy, przez przypadek, najczęściej w przecenie, często z powodów sentymentalnych
- kolekcjonerów przypadkowych jedynie niekiedy kupujących płyty, ale ich celowo nie zbierających.

Oczywiście można także podać wiele innych kryteriów jakimi kierują się kolekcjonerzy płyt przy ich nabywaniu, np. jedni kupują tylko płyty nowe, a inni wyłącznie używane (dotyczy to zwłaszcza dawnych wydań  winylowych). Jeszcze inni zbierają tylko limitowane edycje, a inni japońskie wydania itp. Ciekawym przypadkiem jest zwłaszcza dziwna opinia mająca wręcz charakter natręctwa polegająca na przekonaniu, że pewne wydania płyt są lepsze od innych. Najczęściej za te lepsze uważane są (obojętnie czy na winylu czy na kompakcie) edycje japońskie czy amerykańskie. I choć w części wypadków ma to uzasadnienie, to jedna nie zawsze. Choćby z tego powodu, że jeżeli grupa była europejska i w Europie znajdowała się taśma matka, to europejskie wydanie takiej płyty będzie na pewno lepsze niż jej reedycja amerykańska czy japońska, bo było nagrane z bardziej pierwotnej wersji studyjnej. Ponadto japońskie wydania płyt nieco inaczej brzmią, zwłaszcza te kompaktowe. Przy japońskich wydaniach dochodzi jeszcze fetyszyzacja tzw. obi, czyli japońskiej reklamówki dołączanej do każdej płyty nie będącej jednak częścią jej oryginalnego europejskiego czy amerykańskiego wydania. Fanatycy uważają że bez obi japońskie wydanie się nie liczy. A to absurd. To tak jakby uważać, że nie jest się Japończykiem, bo się nie nosi kucyka. A kucyków się już nie nosi, bo nie ma samurajów.- he he he.

Teoretycznie kolekcjonerstwo powinno sprzyjać socjalizacji i stosunkom międzyludzkim. I faktycznie pozytywnie wpływa na ludzi, bo tacy kolekcjonerzy się spotykają w celu pochwalenia się pomiędzy sobą swymi nowymi zdobyczami, czy po prostu po to aby wymienić opinie na temat płyt. Jednak nie zawsze takie spotkania przebiegają bezkonfliktowo, zwłaszcza jak tematy schodzą na sprawy polityczne czy światopoglądowe. Ale to oczywiście osobna kwestia, na pewno jednak wskazuje na to, że każdy kolekcjoner jest też najzwyklejszym obywatelem wyrosłym w jakimś kręgu poglądów, a pasja kolekcjonerska jedynie częściowo niweluje różnice pomiędzy poszczególnymi kolekcjonerami i ich postrzeganiem świata. Niektórzy ze znanych mi zbieraczy płyt są tak zazdrośni o swoje zbiory, że nigdy nie zaproszą nas do swojego domu, abyśmy nie skalali swym wzrokiem ich „ssskarbów”. W przeszłości dodatkowo bali się też tego, że będziemy chcieli przegrać ich płyty na taśmę. O tym, aby chcieć od takiego pożyczyć jakąś płytę należy od razu zapomnieć, bo wcześniej taki osobnik raczej sprzeda duszę diabłu niż pożyczy nam swoją z trudem zdobytą płytę. Niekiedy problemem jest też wzajemna wymian czy sprzedaż płyt pomiędzy poszczególnymi kolekcjonerami. Pojawiają się one zwłaszcza wtedy, kiedy ktoś chce wykorzystać dla własnej korzyści finansowej przewagę w dostępie do rzadkich płyt i jako pośrednik sprzedaje je kolegom po zawyżonych cenach.

To na razie koniec moich refleksji nad kondycją osobników zwanych „kolekcjonerami płyt” w przeszłości i obecnie.

Foto pochodzą z portalu Pixabay.

SBB – „SBB”, Metal Mind Productions, 1974 / 2008, Poland

  Debiutancki album zespołu SBB w powszechnie uważany jest w naszym kraju za jedną z najlepszych płyt w historii polskiego rocka. I faktyczn...